Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Lato leśnych ludzi.djvu/189

Ta strona została przepisana.




Jak Coto zdobył leśne imię.

Dziesięć zamożnych stogów stanęło po polanach, owoc ich znoju i trudu. Czerwiec się kończył, słonecznego tryumfu i majestatu miesiąc, przepych barw, wzrostu i woni. Las był cały w kobiercach kwietnych, rozświegotany młodzieżą ptaszą, a już owocny, bo jagodniki dojrzały i barwiły ziemię.
Ludzi znój i trud zczernił, zesuszył, ale skrzepił, a Coto tak wyrósł, że odzież Żurawia nosił, a w drzwiach chaty musiał się schylać. Gdy skończyli sianokos, Odrowąż posłał Bartnika do domu, by obejrzał zboża, czy gotowe do żniwa, a pozostali zajęli się rybołóstwem, zaniedbanem przez pewien czas. Brodząc po wyschniętych zalewach, Pantera z Cotem obmyślili zapalić Kupalny Ogień, bo była to właśnie wigilja Św. Jana. Brodzili i wyciągali raki z pieczar. Połów był wspaniały, okazy olbrzymie.
— Ja to miejsce znam oddawna w sekrecie — śmiał się Pantera. To raczy matecznik. A spełzło się to plugastwo tutaj, od zeszłego roku — do zadartego przez wilki łosia.