Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Lato leśnych ludzi.djvu/214

Ta strona została przepisana.
Dziewiczy ląd.

Wedle przepowiedni Odrowąża w kilka dni potem wysypały się grzyby.
Pantera pierwszy zjawił się z pełną kobiałką i dał hasło zbioru.
Jakaś zaciekła chęć zdobyczy opanowała leśnych ludzi. Był to przecie dar natury, szczodry do przeobfitości, dar puszczy, owoc ziemi pierwotnej — i pierwotną była ich radość z owej manny cudownej.
Zaniedbano wszelkie zajęcia, nie pilnowano godzin posiłku, nie odczuwano trudu. Ledwie świt — pustoszała chata, rozbiegali się pojedynczo, bo każdy miał swe rewiry i zakąty, o których nie mówił innym, chcąc się największym zbiorem pochwalić.
Tylko Bartnik towarzyszył Orlikowi, by mu pomódz w dźwiganiu kosza i Rosomak trzymał się w pobliżu Szczepańskiej, wyręczając ją czasem w piastowaniu dziecka.
Grzyby znoszono do ogródka na osobne stosy, które wieczorem rachowano i przygotowywano do suszenia.