Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Lato leśnych ludzi.djvu/247

Ta strona została przepisana.
Odloty.

Pewnego dnia Rosomak wrócił z samotnej wędrówki i rzekł, siadając za stołem:
— Odleciały już wszystkie śpiewaki — i wrzosy w całej krasie płoną.
Nikt nie odpowiedział, bo rozumieli, co to znaczy. Dopiero po chwili Pantera stęknął:
— Dobrze ptakom. Które wytrzyma drogę — do słońca się dostanie i ciepła! Ale ja wrócę do Drozdowej.
Mimowoli zaśmieli się wszyscy.
— Ja — do sztuby — rzekł Orlik.
— Ja — do roli! — dorzucił Bartnik.
— Ja — do laboratorjum! — mruknął Żuraw.
— Ja — do bibljotek i książek! — zakończył Rosomak. — Ale każdy do pracy, więc nie wolno wyrzekać.
— To czemu wódz nie śpiewa z uciechy! — warknął Pantera zbuntowany.
— Bo o tym czasie nikt w boru nie śpiewa — i dodał, zabierając się do jadła: