Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/112

Ta strona została skorygowana.

miljony się liczą, i na miljony się liczą zawiedzeni, zdradzeni i zdradzający, zmarnowani i nieszczęśliwi wszyscy, którzy życie zbudowali na tej fałszywej wierze.
— Chce pan, bym swe życie opowiedziała? Nie ukryję nic. Zresztą pan się go domyśla. Powiem najgorsze, może wydam tem wyrok na siebie, w pana pojęciu. Należałam do wielu, szalałam, nie kochałam nigdy i nigdy nikomu nie rzekłam tego słowa. To potworne.
Spojrzała nań smutno.
— Pogardza pan mną?
— Nie, jeśli pani szałem tylko nie płaciła za prawdziwe uczucie. Wtedy by pani popełniła mord nad czyjąś duszą.
— Prawdziwe uczucie — odparła szybko. — Nie spotkałam tego. Szaleli za mną dla mego śpiewu, pożądali mnie: jedni przez próżność, inni przez popęd zwierzęcy, inni przez roznamiętnienie do teatru i głosu i gry scenicznej. Żaden nawet nie zauważył, że poza mem ciałem jest myśl, jest duch. Żaden mnie nie uszanował jako arystkę. Chcieli kobiety i płacili mi. I tyle ze mnie mieli, ile się za złoto kupuje na targowicy żądz ludzkich. Duszę moją pan pierwszy i jedyny uszanował, i od chwili, gdy ją pan ocenił, jam siebie całą cofnęła z targu, bom się poczuła człowiekiem, i jakby nowonarodzoną, i tak bezmiernie szczęśliwą i czystą tem nieznanem uczuciem.
Osunęła mu się do kolan, przywarła do nich i, zarzucając mu ramiona na szyję, mówiła przez łzy i uśmiechy:
— Oddam ci się, gdy zechcesz, i gdy nawet i ty tylko szału chcesz. Wiem, że to kochanie będzie, nie sprzedaż, trwanie pieśni, ale takiej nikt ode mnie nie