w gazetach. Niech słowa w czyn wprowadza!“ Więc poszedłem.
— Dobrze ksiądz trafił, bo czterdzieści rubli mam w tej chwili i służę. Ale widzę, że ksiądz obcy w Warszawie, kiedy tak śmiało do mnie przyszedł. Jestem pod klątwą, parszywą owcą, i proboszcz zażartował z księdza.
— Jakto? Kiedy dajesz pieniądze — uśmiechnął się dobrodusznie ksiądz.
Niemirycz wprowadził go do gabinetu i podał krzesło.
— Ksiądz z prowincji? — spytał.
— Zdaleka... — odparł. — Byłem przedtem wikarym w Kutnowskiem, a teraz przygarnęli mnie u Bernardynów. Proboszcz mnie stołuje i czekam, aż mnie gdzie wyślą na wikarjat. Tymczasem służę, pomagam księżom. Praca, dzięki Bogu, jest!
I uśmiechnął się z dziecinną radością.
Niemirycz patrzał na niego zamyślony.
— A gdy ksiądz tę kobietę wykupi, — rzekł — co dalej z nią będzie?
— Widzisz, ona ma matkę, kolonistkę na Woli, która ją z domu wygnała i znać nie chce. Zaprowadzę ją tam.
— Życzę księdzu powodzenia, ale nie wierzę w uzdrowienie trędowatych. Takie kobiety już nie zdolne do statku i pracy. Trąd je toczy.
— Pan Jezus uzdrawiał trędowatych.
— Jezus! — szepnął Niemirycz. — Alboż jest na świecie jeszcze jeden jego wyznawca? Jezusa ukrzyżowali chrześcijanie dawno.
— To prawda! — potwierdził ksiądz.
Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/16
Ta strona została skorygowana.