— A klątwą i nienawiścią darzą tego, kto się za Nim ujmie.
— Bywa i to — szepnął ksiądz nieśmiało.
— I Imię Jego wzięli za firmę kupiecką.
Ksiądz milczał. Dziecinne jego, błękitne oczy patrzały w dal poza świat i rzeczy ludzkie.
— Widzisz! — rzekł po chwili. — Ale z kim On zechce mówić, ten się w Niego tak zasłucha i zapatrzy, że na wszystko inne staje się ślepy i głuchy. Idzie za Nim, idzie, idzie!...
Niemirycz uśmiechnął się i oczy jego zabłysły.
— Idźcie, księże, i wstąpcie niekiedy do mnie po tej drodze. Ręczę, że nie będzie to dla was zboczenie.
— I owszem. Jak chcesz, przyjdę. Tu u ciebie tak cicho!
Obejrzał się po ścianach i zobaczył dwa sztychy. Jeden był to Prometeusz, do skały przykuty, drugi Sawonarola każący. Spuścił oczy.
— Niech będzie Chrystusowi cześć! — rzekł, skłaniając głowę.
Niemirycz wręczył mu pieniądze.
— Niech je ksiądz schowa, bo chrześcijanie ukradną.
— Nie mam mieszka. Pisze w Piśmie, że go Judasz nosił, więc nie mam. Będę trzymał w ręce. Dziękuję ci. W ten sposób dać dla kobiety upadłej można. Opowiem ci, jak mi się udało.
I wyszedł.
Po chwili Niemirycz zgasił lampę, wziął klucz od zatrzasku i ruszył do teatru.
Przedstawienie było już zaczęte, więc nie szukał swego krzesła, ale w przejściu czekał antraktu, rozglądając się po sali i scenie. Willa Mora wydała mu się
Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/17
Ta strona została skorygowana.