Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/177

Ta strona została skorygowana.

W Brześciu!! Warjat! A potem usiadł opodal nas i czytał gazety. Ja też udawałem, że go nie znam. Przy wsiadaniu do wagonu zbliżył się i spytał mnie, czy mam dobrze schowane pieniądze, radził, żebym się pilnował tej damy, lub możebym lepiej wsiadł z nim do drugiej klasy. Powiedziałem, że według mnie drugą ludzie nie jeżdżą i że pewnie większą mam wprawę w podróży, niż on. Taki byłem zły, że nawet napisałem do ojca z zapytaniem, czy Niemirycz dany mi jest za pedla, czy za towarzysza; że jeśli go ojciec nie nakieruje na właściwy ton, to ja proszę o odwołanie mentora. Przed wyjazdem, do północy ojciec z nim gadał; on się teraz wciąż zastawia instrukcją! Zresztą bardzo dobrze, że jechał osobno, bo moja towarzyszka okazała się wcale a wcale do rzeczy i aż żal, że nie jechała dalej. Mąż stary... Niema jak żony starych mężów! Niech żyją starzy małżonkowie! Zamieniliśmy pierścionki i dałem jej na pamiątkę szpilkę od krawata. Przespałem się potem. Do wagonu nalazło pełno brzuchatych cukrowników. Zrobiło się bardzo nudno. Gadali o plantacjach, o nasieniu, o rafinadzie, więc zrzuciłem pychę z serca i poszedłem spytać Niemirycza, czy nie ma jakiej książki. Miał i obdarzył mnie tomikiem, jak Biblja grubym. Sam już miał kompanję, jakichś zapewne oficjalistów od moich cukrowników, bo także gadali o rafinadzie, plantacjach, selekcji nasienia i tym podobnych nudach. A książka, okazało się, była Maspero o starożytnym Egipcie. Kiedy on ją zdążył przeczytać? A czytał, bo pełno zakreślonych ustępów. Jeśli on myśli namówić mnie, żebym zwiedział te rumowiska, to się grubo myli. Kair, piramidy, Sfinks i basta! Niech on zresztą sam zostanie; i tak przecież podróżujemy osobno. Z nudy czy-