Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/184

Ta strona została skorygowana.

Warszawie Hilda w swym stroju byłaby pośmiewiskiem, opisałyby ją gazety, a jabym się wstydził za swoich.
Na morzu. Pożegnaliśmy Siemensa akurat w rok po poznaniu w Kairze. Obiecał nas wszystkich odwiedzić. Roimy o zwiedzeniu Indyj, Chin i Japonji. Ale to już marzenie... Trzeba wracać. Siemens stracony. Förli podsłuchał, że się oświadczył, Hildzie i odmówiła. Został. Będzie zbierał dolary. Może kiedyś zostanie prezydentem. Dobry, szczery kompan, ale jest nam bardziej swojsko, nam Europejczykom z sobą i, oddawszy hołd Ameryce, zawracamy jednak z radością do domu. Kocha się jednak tę starą macierz Europę... Siemens chciał mnie jednak ożenić, naturalnie z miljonami. Powiedziałem mu żartem, że je czuć naftą, ale nie to było przyczyną. Nie chcę się żenić, nie mogę, nie mam czasu. My mamy tyle z Niemiryczem roboty u siebie... Niech Fred się żeni, niech daje dziedziców kwoli familijnym i religijnym tradycjom. Nam trzeba wracać do pracy. Żeby Hilda zechciała... Ale ona jest jak jej fjord zimna, niezbadana i żaden golfstrom jej nie ogrzewa. Kobiety nie... człowieka nie chcę! Rok minął, ojciec napędza do powrotu; jesienią ślub Bichety, jakieś ważne sprawy z serwitutami czekają na Niemirycza. Ja wiem, że wracać trzeba, ja czuję szaloną chęć czynu i reform, a jednak myślę ze strachem o tej chwili, gdy zostaniemy we dwóch bez Stenów. Takeśmy się zżyli. Znamy swoje życie, przeszłość, dzieciństwo, opowiadamy sobie o stosunkach, znajomych, o rodzinie; komunikujemy sobie wieści od swoich, z kraju, znamy swoje myśli i zamiary, gusta i antypatje, wiarę i zasady. Tak, ale tylko my troje i Förli. Niemirycz nie mówi nigdy