Byłam biedna, młoda, bez środków i protekcji. Gdy do nas przyszedł, matka szalała z dumy i szczęścia. Mówiła, że to los, karjera, świetność. Posłuchał mego śpiewu, pochwalił, obiecał protekcję; był dla nas wszechpotężnym. To też, gdy widocznem się stało, żem mu się podobała, matka wmówiła we mnie, że to Bóg go nam zesłał. Miałam wtedy lat osiemnaście, żyłyśmy w nędzy, głodzie, znosząc poniewierkę, niechęć, zawiść. Byłam skazana, żeby sobą zapłacić, za swą cześć nabyć byt i karjerę. Gdy zamiast romansu zaproponował małżeństwo, wydało się to nam nad wyraz szlachetnem i wzniosłem. Poślubiono nas prawnie i kościelnie, i wyjechaliśmy z Włoch. Zabronił mi podawać się za jego żonę. Matce oznaczył rentę i zostawił, zabraniając, by nam towarzyszyła. Przeżyłam rok w Paryżu. Kończąc mój kurs, przygotowując mię do sceny, tresował mnie jak źródło dochodu, pilnował zazdrośnie. A ja byłam tą zmianą losu oszołomiona, tak młoda, niepraktyczna, żem się nie buntowała. Dopiero, jak mi zabrał dziecko, przejrzałam, że mnie traktuje jak swą własność, rzecz, inwentarz. I znienawidziłam go, wymówiłam mu posłuszeństwo. Uciekłam jak szalona szukać dziecka, prawa, opieki, pomocy. Ale dla żony prawem, opieką, władzą i ostoją jest tylko mąż. Przekonałam się o tem rychło. Nikt za mną ani chciał, ani mógł się ująć i on mnie prędko odnalazł za pomocą policji. Musiałam wrócić i zniosłam straszną karę, i zniosłam jego wściekłość, i wymysły, i razy, i już milczałam, wiedząc, że niema dla mnie ratunku. Wtedy, w takich warunkach, weszłam na scenę. Miałam odrazu szalone powodzenie, zaczęłam tem żyć, upajać się, przestałam myśleć, czuć; wpadłam dobrowolnie w ten wir. On zabierał pieniądze, był zajęty mnóstwem
Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/193
Ta strona została uwierzytelniona.