spraw mi nieznanych, zresztą dał mi spokój. Wtem, pewnego dnia policja go wzięła... Dowiedziałam się, że siedzi w więzieniu, uczułam się wolną. Potem dowiedziałam się, że go odesłano do Włoch, że ma ciężki proces kryminalny, że go skazano na sześcioletnie więzienie. Otrzymałam list, żądający pieniędzy. Posłałam, ile miałam, a sama wyjechałam do Ameryki. Tam zmieniłam nazwisko, wyrobiłam sobie papiery, odetchnęłam, sądząc, że się uwolnię od zmory. Po powrocie do Francji, szukałam dziecka, wydałam na to sumy — na próżno. Matka tymczasem umarła, jedyna, która znała tę historję, i życie, lata całą falą przeszły. Minęło lat sześć, minęło osiem — i oto wrócił! Los nieubłagany mnie odszukał, dognał i porwał w swe szpony. Sen się prześnił, zmora wróciła! Należę do niej, muszę ją znosić i cierpieć...
— Ależ dlaczego, nieszczęsna, dlaczego? Dlaczego masz być przykuta do kryminalisty, do kata, do wstrętnego ci człowieka? Teraz się możesz uwolnić, teraz cię obroni prawo. Oprzytomnij, ochłoń. Nikt cię nie zmusi do takiego pożycia.
— Muszę, chcę, powinnam. On nie wrócił sam, on wrócił z naszem dzieckiem!
Niemirycz popatrzał na nią długo, przeciągle. Zrozumiał. Ten złoczyńca i zbrodniarz był większym od niego psychologiem, użył niezawodnego na kobietę sposobu. Teraz ją trzyma, ujarzmi, pokona, poprowadzi dokąd zechce, bo ma jej dziecko! Zrobiło się nagle w jego duszy pusto i smutno. Ból, rozpacz zawodu i straty, zawiść, wszystko zgasło, przesnuło się jakimś popiołem niechęci i rozczarowania. Co za szaleństwo, głupota, oślepienie wierzyć w Egerje, ubóstwiać kobietę! Ma wnętrzności, które rodzą, i piersi, które
Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/194
Ta strona została skorygowana.