Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/211

Ta strona została skorygowana.

dwóch wertować dokumenty i tak ich zastał ordynat. Był jeszcze bardziej niż zwykle uprzejmy, serdeczny i swobodny.
— Jakto! Od Andrzeja się dowiaduję, że pan już jest i odrazu na stanowisku. Po swojemu! Czy to ładnie nie przyjść się przywitać? A może tak pan shardział od czasu, gdy jest nietylko „natus“, ale i „posesionatus“. Winszuję i żałuję, żem nie znał tych stosunków. Skończylibyśmy spór tutaj na biurku. A no, już widzę, że panowie czasu nie tracą. Dziękuję. Ogromnie mi ta sprawa leży na sercu i na kieszeni. Zwalniam pana od wszelkiej innej pracy; niech zastępca pana tu zostanie i tymczasowy bieg rzeczy załatwia, a panu to polecam bardzo, ale to bardzo! Jak pan myśli, kiedy to może być ukończone?
— Ja ręczę, że do jesieni wszystkie gminy podpiszą — odpowiedział plenipotent. — Ja znam pracę pana Niemirycza. Bylebym jego pomoc miał, piorunem pójdzie, panie hrabio.
— No, i ja wiem, że pan Niemirycz, nie przegrywa, nie mitręży i jest moim przyjacielem. Kiedyż pan może wyjechać?
— Ja, panie hrabio, słucham rozporządzenia. Jeśli pan hrabia życzy sobie, żebym pracował tam, a nie tu, mogę wyjechać choćby dziś — odpowiedział spokojnie, tylko jakby smutno. Zrozumiał cały plan. Usuwano go z myślą, aby osamotnić hrabiego Andrzeja, zerwać wszelki wpływ i oddziaływanie. Czyniono to arystokratycznie, delikatnie, z całem wyrobieniem sfery, nawykłej do dyplomacji i wyszukanych form.
Hrabia, pod krótkiem spojrzeniem jego, jakby się zmieszał, ale tylko na jedno mgnienie myśli.