Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/219

Ta strona została skorygowana.

Nad niemi czuwał areopag matek i ojców zadowolonych z wychowania i wykształcenia, rozmyślających, aby je jak najprędzej i najbogaciej za mąż wydać. A lato tymczasem szło ku swej pełni, a ziemia zdobywała się na swój najwyższy przepych. Okolica cała oczekiwała gorączkowo św. Jana — wełny, kontraktów, zadatków na nowe zboże, zbioru koniczyn i imienin Bratkowskiego, które obchodzono wielkim balem. Niemirycz, zmęczony pracą, znudzony tak zwanem towarzystwem, wymykał się, ile mógł, w pole. Zaszywał się w kwitnące zboża, kładł się w trawach — godzinami mógł słuchać szeptu źdźbeł, szmeru owadów, i patrzeć na wirujące w słońcu pyły nasienne. Świat był ich pełen, ziemia okwitła, a teraz unosił się nad nią siew przyszłych kwiatów — pollen rodzajny — złocił się w powietrzu, mącił przezrocze wód, napełniał powiew wonią miodową. U szczytu żywotnej siły był łan, i gaj, i łąka. Gdy wracał z takiej wędrówki na wieczerzę do Bratkowskich i słyszał, jak młodzi mówili o muzyce na bal, o iluminacji na bal, o strojach na bal, o sztucznych kwiatach na bal, słuchał już bez oburzenia i podziwu, a tylko z jakimś bezmiernym smutkiem, jaki się ma dla ślepych i głuchych. Wybierał się na tydzień urlopu do Niemirowa, ale Bratkowski chciał go na balu mieć i tak pointrygował, że ważny jakiś termin wypadał właśnie nazajutrz. Musiał zatem zostać. Wszystko się udało, i pogoda, i muzyka, i ilość kawalerów, i wino, i toasty, i lody — i kiedy miesiąc właśnie z nad stawu wypłynął, a ziemia, z gorąca dnia ostygła, zaczęła zionąć rosą i balsamiczną wonią, we dworze rządcy rozpoczęły się niecierpliwie oczekiwane tańce. Niemirycz, który przez ciąg długiego jak wieczność obiadu bawił dwie pompatyczne mamy i wy-