Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/238

Ta strona została skorygowana.

potem przestały na niego zwracać uwagę i poza plecami krytykować zajadle. Gdy jeszcze parę razy poróżnili się z Bratkowskim w zdaniu co do obowiązków służbowych i zapatrywań na własność chlebodawcy, stał się figurą, wszystkim wstrętną, i zawadzającą.
Skończyło się na tem, że czas zbywający od zajęć, jazd i pisaniny spędzał na wędrówkach po polach. Posiłek spożywał w swym pokoju, a z ludźmi miał tylko konieczne, urzędowe stosunki.
Lato było na schyłku, gasło i więdło. Nad pustemi polami poczynała się unosić tęskność jesieni. Śledził ten bieg z upodobaniem, z ciekawością, myśląc, że i życie musi mieć takie łagodne refleksje i uspokojenia, traci ostrość i żar — przepych, ale i burze.
We wrześniu już mógł wyjechać, robota była skończona. Z radości dojścia do celu i kresu mordęgi, nawet Bratkowski zapomniał, że ten „pies jurysta“ mu dogryzł parę razy, pożegnanie było ze strony całej rodziny serdeczne. Byli wszyscy podnieceni spodziewany gratyfikacją, bliskiem weselem jednej z panien, perspektywą zabaw i dalszych konkurów i związków. Więc rozstanie było okraszone mnóstwem komplimentów i zapewnień przyjaźni, i próśb o łaskawą pamięć. A Niemirycza na stacji kolei wzięła pokusa zawrócić do Niemirowa, zaczerpnąć tam powietrza, ale się opanował i pojechał do Warszawy.
Tam już nawet stróż go powitał nowiną, że hrabia Andrzej się żeni. Był to już fakt opublikowany. Nikogo zresztą z państwa nie było, bawili dotąd w Galicji.
Niemirycz był temu rad: nie potrzebował iść do hrabiego ze sprawozdaniem ustnem. Mógł się zakopać w swej norze, do której tylko zawsze akuratnie ksiądz Michał przychodził na pogawędkę i pacierze. W skrzyn-