Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/32

Ta strona została skorygowana.

Wychodząc na ulicę, ujrzał przed hotelem zaprząg hrabiowski, znany sobie. Zapewne nastąpiła zgoda i hrabia był u divy na górze.
Niemirycz wstąpił do bibljoteki, wziął jakąś książkę, której potrzebował do swej pracy literackiej, i wrócił z nią do domu.
Zatopił się w czytaniu, robił notatki, pisał i tak się zajął przedmiotem, że nie zauważył nadchodzącego zmroku.
Lubił, jak każdy marzyciel, szarą godzinę, ale tym razem zaraz światło zapalił, okiennice zamknął i dalej pracował.
Słyszał, jak stróż otwierał drzwi i podał samowar. Nie podniół głowy. Po chwili usłyszał, że stróż pod drzwi ami z kimś rozmawiał. Klucz znowu zajęczał, ktoś wszedł i drzwi znowu zamknięto.
Nagle Niemirycz się obejrzał, jakby poczuł czyjąś obecność, i zerwał się.
Willa Mora stała za nim, już bez kapelusza, ubrana w ten sam angielski ciemny kostjum; trzymała w ręce parę róż purpurowych.
— Czy ja pana straszę, jak pan mnie? — spytała, bo pobladł i o krok się cofnął.
— Ja pani nie straszę przecie, — odparł.
— Owszem. Vous me hantez! Mówiłam panu, że przyjdę się pożegnać. Jutro wyjeżdżam.
— Jakże pani przyjść mogła! — szepnął.
— Pan temu nierad? To będzie ostatni raz. Nie zobaczymy się więcej, bo ja zapewne tu nigdy nic wrócę. Nie był pan na „Rycerskości“?
— Nie, wyjeżdżałem za interesami.
— Wiem, jest pan prawnikiem hrabiego, pisze pan rewolucyjne artykuły, nie wierzy w Boga, broni upadłe