Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/39

Ta strona została skorygowana.

znudzi, nie sprzykrzy, i patrząc na śmierć wokoło, i starość, i choroby, mają siłę cieszyć się niefrasobliwie zdrowiem i młodością, i tworzyć nowe życie na pastwę śmierci. I tak zawsze, zawsze, jak motyle, jak ptaki, jak kwiaty, i równie jak one... bezmyślnie. Zapewne, to jest racja życia.
— A ty byś chciał nicości i zagłady wszystkiego.
— Moje chęci pozostaną mrzonką, biegu świata nie powstrzymają, ani zmienią. Będą się ludzie odradzać i mnożyć, nazywać to miłością, obowiązkiem społecznym, świętą czcią rodziny, potrzebą młodości, podnietą do pracy... Kto wyliczy tę całą nomenklaturę. Utworzyli ją poeci i prawodawcy, kupcy i dziewice, księża i matrony — cały szereg kapłanów hipokryzji. Stało się to nawet bardzo intratną pozycją dla świata i ludzi, i w tem człowiek się okazał królem stworzenia. Z reprodukcji nawet uczynił interes: to dowód jego wyższości nad motylem, ptakiem i kwiatem.
— Brr! Ty z wszystkiego zrobisz obrzydliwego, gnijącego trupa. Licho mnie tu do tej twojej jaskini przyniosło. Nie zazdroszczę ci już nic, kiedy takie masz myśli i poglądy.
— Może to nie prawda? — powtórzył swą zwykłą zwrotkę Niemirycz.
— A nieprawda! Miłość jest, czysta, prawdziwa, idealna. Ja sam jestem w tej chwili tak zakochany.
— Jakto, nie pożądasz jej?
— No jakże! — zaśmiał się.
— A więc... potwierdzasz mi.
— Wcale nie. Kocham ją, chcę się żenić.
— Ano, to druga część mego wywodu. To wchodzi w zakres interesu z reprodukcji. Między twoją żądzą stoi szereg podatków. Im więcej ceremonji, tem do-