Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/43

Ta strona została skorygowana.

— Szkoda, że nie mam dwóch niezbędnych do tego rzeczy: czasu i pieniędzy.
— Takiś goły? Z twoją cnotą, i upodobaniem samotności, myślałem, że ciułasz grosze. Na co ty możesz wydawać? Buda ordynacka, żadnych nałogów, żadnych stosunków...
— O to się mego księdza spytaj. Tenby potrafił Rotszylda do bankructwa doprowadzić. Wiecznie ma głodną, chłodną, starą, chorą tłuszczę protegowanych i, bylebym grosz miał, zabiera.
— Pocóż się dajesz karotować?
— Raz mnie tak znudził, żem się zbuntował. Wtedy mnie wyciągnął gdzieś na Powiśle, a jakem wrócił, tom sprzedał zegarek i dałem mu, bo gotówki nie było. Odtąd już nie protestuję. Ostatecznie jestem młody, zdrów, mam chleb i czysty kąt. A tam — dno, otchłań piekielna!
— Ale tak się urządzając, i ty na starość tam się znajdziesz.
— Może być. Ale gdy zbiorę i wzbogacę się, nie uniknę też choroby, niedołęstwa i śmierci. Czy warto zbierać!
— Ale i ten twój ksiądz ciebie doi, a swoje dochody, ręczę, że ciuła.
— Żadnych nie ma. Siedzi na łasce u Bernardynów i oczekuje na wikarjat. Ale jest tak znany, że go żaden proboszcz, nie chce, bo mu zdemoralizuje parafję. Będzie długo czekać, a Bernardyni go karmić.
— Cóż to za niebezpieczny ptaszek?
— Ano, nie chce brać pieniędzy. Dają mu rubla na Mszę, powiada: „Jakże ja mam Ofiarę Pańską odprawiać za srebrniki? Czy ja Judasz?“ Chcą mu płacić za chrzest czy pogrzeb, powiada: „To moja służba dla