Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/46

Ta strona została skorygowana.

Panna na wydaniu. A Fred już od lat trzech w Chyrowie.
Bicheta i Fred było to rodzeństwo Andzia, które znał Niemirycz jako dziewięcio i siedmioletnie dzieci.
— Stryj hrabiego tu jest?
— Bawi od dwóch tygodni.
Lokaj poprosił na obiad. Poszli razem i młody hrabia rzekł z uśmiechem, biorąc za klamkę drzwi jadalni:
— Proszę patrzeć na minę cioci i kapelana.
Ale Niemirycz, gdy wszedł, wcale rady nie usłuchał. Spojrzał przedewszystkiem na młodszego hrabiego, owego protektora Willi Mora. Znał go też z dawnych czasów i nie zauważył zmiany. Był to ten sam typ bon viveur’a, sportsmana i zblazowanego arystokraty, który żyje wedle maksymy: Bon vin, bon gite et le reste.
Hrabia ordynat postąpił na powitanie i przedstawił go, dodając:
— Ale przecie znamy się wszyscy oddawna.
Niemirycz się skłonił. Zaczęto zajmować miejsca.Jemu wypadło sąsiedztwo kapelana. Musiał coś o tem szepnąć Andzio do siostry, bo chichotała, dyskretnie zerkając w tamtą stronę. Była nieładna, z dużym, rodzinnym nosem i trochę zaognionemi oczyma; ale miała w sobie wdzięk miły, i dystynkcję, i postać zgrabną.
Kapelan odmówił modlitwę, zajęto miejsca.
— Cóż słychać w Warszawie? Pustki? — zagadnął hrabia Franciszek.
— Zapewne to się czuć daje w towarzystwie. Ale mnie się zdaje, że tłumno i gwarno, jak zwykle, na