Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/52

Ta strona została skorygowana.

— Szczęściem, czy nieszczęściem, ona nie chciała. Byłem zrazu obrażony, a potem wdzięczny. Elle m’a sauvé du ridicule et du scandale. I zostało po dawnemu.
Oczy Niemirycza pociemniały i brwi zadrżały jakby bólem. Ale hrabia na niego nie patrzał i mówił dalej:
— Mam tę przyjemność, że mi wszyscy zazdroszczą i że z nikim się nią nie dzielę. Miał pan słuszność, broniąc jej opinji. To nie jest kurtyzana, ani kabotynka. I prawdę powiedziawszy, dogadza bardziej mej próżności, niż daje rozkoszy. Może dlatego trzyma tyle lat. Niema z nią przesytu. Czuje się, że nie daje nigdy wszystkiego. Et on attend, et on est toujours curieux. Zresztą, ten głos! Czekam z niecierpliwością otwarcia sezonu opery w Wiedniu.
— Pan hrabia stale w Wiedniu mieszka?
— Ano, muszę. Jestem posłem w parlamencie, z większej własności mojego obwodu. To są dopiero galery! Szkoda, że pan nie z Galicji, panby się tam zdał z swym ciętym stylem i siłą argumentacji.
— Tak, parlamentaryzm jest to jeszcze jedna nieudana próba uszczęśliwienia ludzkości — odparł zamyślony Niemirycz. — Takim poronionym płodom ludzkiego rozumu służyć nie warto.
— Pan, naturalnie, jest republikaninem.
— To także taki twór ludzkiego mózgu, zapowiadany olbrzym i bohater, a w rzeczywistości karzeł potworny i nikczemny.
— Więc cóż? Jest pan zwolennikiem absolutnej monarchji?
— Osobiście dla mnie zupełnie obojętną jest forma rządu. Należę do ludzi, którzy niczego nie pożądają cudzego, a własnego nie posiadają prawie nic.