Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/61

Ta strona została skorygowana.

i trzecie, „wreszcie długo oczekiwany dziedzic. Bo trzeba panu wiedzieć, że tamtego pierwszego zaraz po śmierci matki zabrała jej rodzina i pono gdzieś w Petersburgu umarł wkrótce potem. I wie pan, co teraz Niemiryczowi zostało z tych świetności rodzinnych? Tylko ta pierwsza, garbata, ułomna, chorowita córka i ten ostatni syn, jedynak, suchotnik. Żona umarła na raka, dwoje dzieci w jednym tygodniu na szkarlatynę, ojciec na apopleksję. Choroby z domu nie wychodzą. Fortuna idzie na kuracje i proces z Meheczem, a w Niemirowie za stołem śmierć siedzi.
I pytam, poco jemu tyle ziemi, dla kogo?
— Woli myśleć o procesach i interesach, niż w siebie zajrzeć. Czyn nie dopuszcza refleksji — rzekł poważnie Niemirycz.
— Pięknie to pan określił. Pan pewnie koroniarz?
— Polakiem jestem.
— No, to widzę, ale nie tutejszy. Do pana Kęckiego często przyjeżdżają goście teraz. Bo i warto. Panna Janina śliczna, choć emancypantka.
Niemirycz milczał zamyślony o poprzednim przedmiocie. Stary ani przypuszczał, że mówił temu obcemu o jego matce, zakatowanej w niewoli źle dobranego małżeństwa, o ojcu, który go się wyrzekł i zapomniał o istnieniu, o rodzeństwie, które posiadało jego prawa i przywileje, o domu, skąd go niemowlęciem wywiozła ciotka, na dolę ciężką sieroty, prawie podrzutka.
Teraz do tych stron i kraju sprowadzał go los. Jechał dorosły, zdrów, silny, niezależny, o byt spokojny, i słuchał bez triumfu, a tylko z smutkiem i wspaniałomyślnem współczuciem, o tych chorych, kalekich, stroskanych wybrańcach losu. „Nie tutejszy“