Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/76

Ta strona została skorygowana.

— Wszystko w porządku. I możesz, ojcze, już się tą sprawę, nie troskać, bo jest tu właśnie przysłany przez hrabiego prawnik, który ją poprowadzi i wygra — dodała z uśmiechem. — Spotkaliśmy się na kolei i oto jesteśmy. Co jest najdziwniejsze, że pan jest także Niemirycz. Dobry wieczór, stryju!
Ucałowała obu i weszła do domu. Mężczyźni powitali się i usiedli za stołem, zastawionym do wieczerzy.
— Pan może krewny naszego przeciwnika? — spytał Kęcki. — To istotnie rzadki zbieg nazwisk.
— Widziałem go pierwszy raz w życiu dzisiaj na popasie w karczmie. Rozminęliśmy się. Nie mam żadnych krewnych, ani rodziny.
Podniósł oczy, czując na sobie badawczy wzrok drugiego gospodarza, i spokojnie wytrzymał spojrzenie. A tamten siedział milczący w kącie i wiązał sieć na ryby.
Kęcki począł rozpytywać o hrabiostwo, o młodych dziedziców, których nigdy nie widział. A tymczasem stara służąca w wielkim czepcu i fartuchu, z pękiem kluczy u pasa, wniosła wieczerzę i poufale zagadała:
— Jaśka pobiegła do rzeki, do kąpieli. Prosi, żeby panowie nie czekali. Zaraz wróci. Niech panowie jedzą na zdrowie.
Uśmiechnęła się dobrodusznie i wyszła.
Niemirycz począł się certować przez grzeczność, żeby czekać na młodą, gospodynię, ale Kęcki rzekł:
— My traktujemy naszą Jaśkę, jak młodszego kolegę i towarzysza. Nie dama ona, ale człowiek, i nie pojęłaby pana światowej grzeczności. Przyjdzie, to zje swoją część. Służę panu.