Cztery dni pracował Niemirycz w biurze, zakopany w papierach i dokumentach, lub przesłuchując chłopów. Pisał i notował, klasyfikował materjał. Wreszcie, w przeddzień odjazdu, poprosił o pokazanie mu w naturze obu granic.
Było święto, więc Jaśka, wolna od biurowej roboty, namówiła stryja, i ruszyli łodzią we czworo z chłopem starym, który sterował, a znał na pamięć błotne labirynty.
Tuż za miasteczkiem bezbrzeżne były wody i łąki, i zniknęli zaraz wśród łóz i tataraków.
— Podoba się to panu? — spytała Niemirycza, który wiosłował z nią na przodzie czółna i nagle przestał, zapatrzony, zasłuchany.
Jak złapany na gorącym uczynku, zanurzył wiosło w toń i odpowiedział:
— Nie widziałem nic, ani słyszałem. Czułem tylko, co jest cisza. Pierwszy raz w życiu jestem naprawdę wśród natury i myślałem, że taka, jak tu, woda musiała być w Lecie.
Dziewczyna spojrzała wokoło, odetchnęła głęboko i, przymknąwszy oczy, szepnęła:
— Tu jest zdrowo i dobrze, i można sobie świat uczynić i w nim się rozkochać.
Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/80
Ta strona została skorygowana.
V.