Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/85

Ta strona została skorygowana.

— To też odchorujesz na duchu i na ciele.
Za nimi rozległo się przeciągłe wołanie. Chłop począł nasłuchiwać i rzekł:
— Nas ktoś zwołuje. Pewnie do pana.
Odkrzyknął i przestali wiosłować. A wnet dogoniła ich łódź, pędzona przez babę i wyrostka, i baba poczęła lamentować, że jej „człowiek“ spadł z dachu i nogę złamał.
Na to pan Piotr, dalej nie pytając, do tamtej łodzi przesiadł i zawrócili całą siłą wioseł.
— Stryj pani doktor?
— Zagraniczny ma dyplom i nie praktykuje, ale chłopom nigdy nie odmówi. Ciągłą ma robotę. Tygodniami bywa poza domem, włócząc się z swą apteczką, strzelbą, zielnikiem po tych obszarach. Zna go każde dziecko.
— Stosunków towarzyskich niewiele tu być musi?
— Owszem. Są dwa dwory obywatelskie. Podobno nawet bawią się, odwiedzają, urządzają tańce, imieniny, żenią się, wychodzą za mąż, żyją i używają po swojemu. Po powrocie z zagranicy chciałem tych ludzi poznać i odwiedziałam Kołbów, Bułhaków, Siecieskich i jeszcze kilka podobnych domów. Ale tak nie rozumieliśmy się, tak ich gorszyłam, a oni mnie nudzili, że teraz widujemy się parę razy do roku, i to nam wystarcza. Między Samarkandą i Londynem mniej drogi, niż między nami.
— I nie doznaje pani nigdy przykrego osamotnienia w duszy?
— Nie jestem sama. Jest nas troje w domu i żyjemy jak trzech kolegów. Mam pracę nie fikcyjną i próżną panienki w domu dla zabicia czasu, lub reklamy dla kawalerów, ale obowiązkową, urzędniczą,