Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ragnarök.djvu/96

Ta strona została skorygowana.

— To trzeba załatwić na miejscu, w Wiedniu. Możeby hrabia Franciszek...
— Za nic! — przerwał hrabia. — Najprzód, jego niema w Wiedniu. Złożył mandat i w Paryżu siedzi, starając się zapomnieć o zawodzie z swą długoletnią flammą, tą aktorką czy śpiewaczką, z którą nareszcie się rozstali. A choćby i był, to jest człowiek, który całe życie, awantury urządza, a nie odrabia. Nie, jego pośrednictwo rozniosłoby sprawę po całym świecie. Nie, nawet o tem wiedzieć nie powinien. Tu trzeba człowieka z wielkim taktem, miarą i wyrobieniem — przyjaciela! Panie Niemirycz, ja wiem, że proszę o bardzo przykrą i ciężką usługę. Niech mi pan nie odmówi.
— Panie hrabio, anim sekundy nie myślał nie zrobić, tylko bałem się, czy potrafię. Czy pan hrabia chce te długi zapłacić, czy je protestować jako małoletniego, a od szantażu bronić się policją, czy płacić, płacić za wszystko?
— Płacić, płacić! Byle cicho, byle wszystko wykupić: i chłopca, i jego honor, i swobodę, i zabrać go tutaj, i żeby nikt o tem nie wiedział.
Niemirycz spojrzał na zegarek:
— Już dzisiaj pasportu nie dostanę. Jutro mogę jechać. Ile mi to czasu zajmie, nie wiem, w każdym razie na dziesięć dni uwolnię się i rozporządzę bieżącą robotą. Może pan hrabia być pewien, że uczynię, co możliwe, żeby było czysto i cicho. W liście niema cyfry długów?
— Nie. Jutro złożę u bankiera dziesięć tysięcy na Wiedeń, do pana dyspozycji. A tu jest na drogę i koszta tysiąc rubli. Jeśliby trzeba było więcej, uwia-