żecie je śmiało zatrzymać. Gdy mi czas pozwoli, przyjdę go odwiedzić, a jeśli będziemy blizko, zabiorę go. Teraz muszę zostawić i do sztandaru wracać! Jeśli ulitujecie się nad nim, odpłacę podobnem waszym ranionym braciom. Zostańcie z Bogiem!
Popatrzył raz jeszcze na ranionego, westchnął, i siłą woli odrywając się od tego ukochanego, wyszedł, nim Hiszpan mógł słowo rzec. Gdy wyjrzeli za nim, zniknął już wśród winnic. Nazajutrz dopiero po całonocnem błądzeniu dogonił pułk w marszu i zameldował się starszyźnie. Zaliczono go do zabitych i powitano radośnie. Opłakano Stacha, dowiedziawszy się gdzie był i w jakim stanie, a potem wróciło wszystko do dawnego trybu — pozornie. Tak, pozornie, bo Konstanty jak automat się poruszał, jak automat walczył.
Przez gaje granatów i kasztanów, przez dymiące krwią pobojowiska, myśl jego i dusza wracała wciąż do Stacha, czasem nadzieją ozłocona, czasem jak grób rozpaczna. I pytał siebie sto razy, czy dobrze zrobił, rzucając go na pastwę zdziczałych gierylasów w domu ich głównego wodza, czy nie lepiej byłby uczynił, żeby go dalej niósł w ramionach, ażeby obadwa padli. Czasem niezdolny znieść udręczenia, chciał przez te granaty i góry iść i odwiedzić go żywym lub w grobie, ale żołnierz
Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ryngraf.djvu/20
Ta strona została uwierzytelniona.