sporo kolegów. Niema Brzozowskiego i Szeligi, ranieni śmiertelnie Stachowski i Turno!
— A tyś już kapitanem! Wyprzedziłeś mnie! — uśmiechnął się Stach, dotykając galonów.
— Czekały na ciebie takież i prędko je zdobędziesz.
— Mniejsza o nie! nie chciwym awansów.
— Tak, ale nasze kobiety się ucieszą w kraju. Dlatego ich pragnę dla ciebie.
Przegwarzyli noc całą. Stach mało opowiadał i tylko pytał roztargniony dziwnie — i nie swój.
— Zaśnij przed ranem, bo o świcie pójdziemy w ogień — namawiał go Konstanty.
Nie usłuchał. Przesiedział wytrwale do świtu, paląc hiszpańskie papierosy, gdy otrąbiono pobudkę, poszedł w milczeniu do konia, stanął na swem miejscu pod wodzą Konstantego.
Zaczął się krwawy taniec. O zachodzie słońca zdobyto bramę fortecy i fala rozwścieczonego żołnierstwa zalała gród, głodna mordu i zemsty. Nie nasycili się do woli. Zamiast wrogów znaleźli kilka tysięcy zczerniałych trupów i kilkaset jeszcze żywych szkieletów. Po całonocnej rzezi i okrucieństwach, nad ranem oficerowie ściągnęli swych ludzi i opuścili ten grób kamienny, za nimi wysadzono prochem fortecę.
Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ryngraf.djvu/23
Ta strona została uwierzytelniona.