otwierał Plutarcha i zmuszał myśl do uwagi, częściej płaszcz nasuwał na głowę i, znękany, pytał siebie po raz setny, co powie tam w domu tym kobietom, co czekają wnuka, brata, narzeczonego — bohatera. Znowu dni biegły i tygodnie w krwi i trudzie. Wróciły Konstantemu galony i szlify, odzyskał rangi i znaczenie, nie wróciła tylko pogoda, nie odzyskał nadziei.
Zdziesiątkowany, zmęczony pułk wysłano nareszcie na północ. Z kraju nadbiegły mu posiłki, nowa danina młodej krwi, z ziemi zawsze ofiarnej.
Zapełniły się kadry i animusz się odświeżył. Z pieśnią i muzyką szli cudnym krajem po nowe tryumfy. Starsi ćwiczyli młódź, a rekruci opowiadali co tam słychać po rodzinnych siołach i dworach.
Pewnego wieczora obejrzał się Konstanty uważniej po okolicy i poznał — nim posłyszał nazwę.
W prawo — istny kraj winnic, przecięty kamienną drogą, w lewo — gaj kasztanów, przed nimi czarne czeluście wąwozu.
— Gdzie zanocujemy? — spytał adjutanta.
— Ty, kapitanie, z kampanją swoją staniesz tu niedaleko, w miasteczku El Pahul! My pójdziemy trochę dalej. Anglicy czekają
Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ryngraf.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.