— Bo czujesz się winnym i uznajesz słuszność mego czynu.
— Nie, ale wbrew twemu wyobrażeniu, nie jestem tchórzem i nikczemnym. Nawet przed szaleńcem nie myślę się kryć i uciekać. Rzuciłem sprawę do gruntu nieuczciwą, bo mi honor bronił walczyć z opryszkami pod wodzą tyrana i mordować bohaterów patrjotyzmu.
Nie wrócę też do was!
— Kłamiesz swe pobudki. Rzuciłeś sztandar nie dla honoru, ale dla czarnych oczu zalotnicy.
— Milcz, to moja narzeczona!
— Narzeczona twoja jest daleko i czeka na ciebie. A tyś zdrajca i zaprzaniec! Dosyć tego, nie przyszedłem słuchać twych kłamliwych tłómaczeń! Ratowałem cię wszelkiemi siłami, kosztem czci własnej — napróżno. Teraz zgubiony jesteś i umarły. Na liście wojskowej podany jesteś za nieżyjącego. Tak zostanie, bo ja nie chcę, byś tam stał, jako sądzony za zdradę i dezercję. Kartę twoją utrzymałem czystą — i taką zostanie.
Śmiertelnie blady oficer wydobył pistolet i drżącą ręką nasypał prochu na panewkę. Oczy mu płonęły dzikim ogniem niczem już niecofniętej decyzji. Stach rzucił się w bok nieprzytomny.
Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Ryngraf.djvu/48
Ta strona została uwierzytelniona.