Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Straszny dziadunio.djvu/031

Ta strona została uwierzytelniona.



II.
Żona“ Hieronima.

W dwa dni po wylewie rzeki Grocholski wczesnym rankiem wstąpił do mieszkania dwóch przyjaciół. Rodzina chłopska już się rozpierzchła na robotę po polach; na progu chaty skulona, zapuchła od płaczu, siedziała dziewczynka-znajda.
Patrzała uparcie w stronę lasu, nie spojrzała na wchodzącego. W chacie stara prababka przyjęła go kaszlem.
— Witajcie. Panowie, co tu mieszkają, poszli? — zagadnął.
— Poszedł jeden, ten biały, wesoły, poszedł. A ten czarny, ze szkłem, w komorze, w komorze!
Grocholski wszedł do alkierza. Żabba istotnie sechł nad książką, jak zwykle.
— Dzień dobry! Rucia niema?
— Niema — odparł grobowy głos, któremu towarzyszyło ukośne, niechętne spojrzenie w stronę natręta.
Pomimo to Grocholski usiadł na stosach pierzyn, zapalił papierosa i zaczął szturm do mruka:
— Czy Hieronim dostał gdzie smyczek?
Chudy palec Żabby wskazał na przeciwległą ścianę, gdzie instrument wisiał w komplecie.
— Aha, jest, to i dobrze. Powiedz mu, niech