Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Z głuszy.djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.

uchowaj, do wódki obyczaju nie nabrał, bobyś w piekle gorzał, i abyś cudzego niczego nie zagabnął, tyle co igła nawet, bobym ciebie za dziecko swoje nie przyznała, i o swej Marysi, zmówionej, pamiętał!
Pacierza nie przepominaj, i przykazania codzień odmawiaj, jakom ci przykazywała odchodzącemu. A tak sobie to w sercu miej, żeś nie byle świniarek, ani łapciarz, ale dworzanin — więc ci się godzi między ludźmi honorność mieć, boś też i w heroldyę już wpisany za staraniem mojem komornika Rzepeckiego, któremu nie pożałowałam dać za to rubli całych siedem, i tak w papierach stoisz zapisany z braćmi po porządku za ojcem i dziadem swoim.
To sobie pamiętaj, jakby cię co kiedy pokusiło, że ci w żaden sposób paskudnie czynić nie godzi się, co też tobie przypominam i niech ci tak Bóg dopomoże, a odprowadzi zdrowego. A ja ciebie synku mój Sylwestrze, błogosławię i uściskam. Amen«.
Skończyła się kartka i palec żołnierza na ostatnim wyrazie pozostał, a oczy szeroko rozwarte utknęły na owem »amen«, które było całym podpisem i jakby listu pieczęcią. Potem chłopak list oburącz wziął i owe »amen« pocałował, i z długiem stęknięciem wyprostował się.
Na czole miał żyły nabrzmiałe i uszy krwią nabiegłe. Ze czcią i szacunkiem papier napowrót do koperty włożył, sięgnął do kąta, dobył swój worek, rękę do spodu zanurzył i wyjął coś owiniętego