Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Z głuszy.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.

Od thttps://commons.wikimedia.org/w/thumb.php?f=Broom%20icon.svg&w=22ego dnia towarzysze całoletniego wygnania spotykali się nad zatoczką.
Wnet też różnice gustów ich płci okazały się wybitnie.
Dziewczyna lubiła śpiewać i śmiać się. Jasnoniebieskie jej oczy patrzyły roztropnie, często drwiąco. Włosięta swe nosiła gładko przyczesane i splecione w malutki warkoczyk, bielizna jej była czysta, spódniczyna do kolan podniesiona, żeby się nie uwalać, na nogach zawsze postoły. Widać było troszczenie się o swą powierzchowność, umiłowanie barw jaskrawych i błyskotek.
Na niedzielę nakładała wyszywaną własnoręcznie koszulinę, miała wtedy na szyi pasemko drobnych paciorków, u koszuli spinkę z kolorowego szkła, przy warkoczu czerwoną tasiemkę, na głowie czerwoną chustkę. Jednem słowem zdradzała materyał na przyszłą wioskową zalotnicę i elegantkę.
W tym stroju pokazywała się Nazarowi, przybierając ruchy i miny dorosłych dziewek. Była przytem spokojna i pracowita.
Ptaki na jej brzegu niosły się spokojnie, gniazda jej nie bawiły. Siadywała nad wodą, przyglądając się sobie, lub ze swawoli bijąc prętem po fali. Dla rozrywki plotła wianki i nosiła je, lub puszczała z wodą.
Czasami przychodziła nad brzeg z miną powa-