Stefan Czujko otrzymał we dworze dwa listy: jeden od pana dziedzica do panienki w Wołkiniach, drugi od pachciarza do tamtejszego propinatora.
Miał wyruszyć co żywo i iść kłusem, żeby nazajutrz koniecznie wręczyć »kartę«, a nieodzownie w piątek być z powrotem. Wtedy otrzyma rubla, a od żyda dwa »kruczki« wódki.
Chłop się ułakomił na wysokie w porze zimowej wynagrodzenie, jeszcze bardziej na wódkę i obiecał sprawić się dobrze.
Do Wołkiń było siedm mil drogi latem, zimą trochę mniej, gdy mróz ścisnął trzęsawiska i moczary, lecz o tej porze nagła odwilż uczyniła ją nieprzebytą dla wozu i konia.
Dlatego też dziedzic nie mógł pojechać do narzeczonej a pachciarz do propinatora. Obadwa uznali Czujkę za jedynego w tym razie pośrednika swoich uczuć i interesów.
Chłop był tedy trochę Amorem, trochę Merkurym. A był to chłop młody, zdrów i ubogi — typowy posłaniec.
Mieszkał za wsią na wygonie, wygnany z ojcowizny przez rodzinę, w chatce, którą zlepił prze-