podstawie własnego doświadczenia, lecz książek, w teoryi raczej, niż w praktyce, nie byłem w stanie pojąć, jak mogli wśród społeczności chrześcijańskiej i katolickiej znajdować się niedowiarkowie dobrej wiary. Przypuszczenie takie wydawało mi się krzywdą względem samych niedowiarków i zniewagą wyrządzoną zdrowemu rozsądkowi»[1]. Gdzież więc leży różnica między X. Bonomellim a jego przeciwnikami — różnica zapewne bardzo głęboka, skoro ci taką nienawiścią ku memu pałają?
Różnicę tę wykrywają naraz i to w całej jaskrawości słowa, które czytamy bezpośrednio po dopiero co przytoczonem wyznaniu: «Ale gdy nadarzyła mi się sposobność nawiązania bliższych stosunków ze społeczeństwem naszem, gdy wszedłem w jego głąb, gdy się zetknąłem z rozmaitemi jego warstwami i począłem badać ludzi nie abstrakcyjnych, lecz konkretnych, wówczas ujrzałem, że muszę złagodzić surowość swoich sądów, nietylko bowiem zrozumiałem, że fakt dobrej wiary u niektórych niedowiarków jest możliwy, jak się wyraził Monsabré, ale przekonałem się namacalnie, że jest rzeczywisty; te perły ukryte znalazłem — są one może rzadkie, lecz są». Czyli innemi słowy, przeświadczenie o matematycznej ścisłości teologii nie pochłonęło umysłu jego do takiego stopnia, aby się zamknął dobrowolnie
- ↑ «La chiesa», str. 206.