nawrócić błądzących na drogę prawdy, to powinniśmy przedewszystkiem zająć tenże, co oni, punkt wyjścia, postawić siebie w ich otoczeniu, w sferze ich idei i dopiero wtedy starać się prowadzić ich ku pełnemu poznaniu prawdy, nie łudząc się wcale nadzieją, że zdołamy w ciągu kilku godzin czy kilku dni wyzwolić ich z uprzedzeń, zrzucić z nich ich błędy...» «O bracia moi, kapłani! Ile razy zdarzy mi się obcować z takimi, co stracili, przestając ze sceptykami lub wolnomyślnymi, nieocenione dobro wiary, zawsze rozważam to ogromne dobrodziejstwo, które otrzymaliśmy, my wszyscy, w latach dziecięcych wśród ścian rodzinnego domu, potem w parafii, potem w chrześcijańskich szkołach owych czasów, wreszcie w ciągu długich lat, spędzonych w seminaryum, i myśląc wtedy o niezliczonych i potężnych środkach pomocy, które dał nam Kościół i stale daje, mówię do siebie: gdyby to tyle dobrodziejstw i tak wielkich otrzymali ci biedni niedowiarkowie, możeby wierzyli jak my, możeby byli lepsi od nas; my zaś, gdybyśmy się znajdowali od dzieciństwa w ich otoczeniu domowem i społecznem, rzuceni, jak oni, w wir świata, gdybyśmy przeszli jak oni, przez uniwersytety, w których ostatecznie rozstali się z wiarą, możebyśmy też byli podobni do nich, a nawet jeszcze gorsi.
A zatem chcąc ich leczyć skutecznie, należy ich zrozumieć i współczuć z ich opuszczeniem:
Strona:PL Marian Zdziechowski - Pestis perniciosissima.djvu/35
Ta strona została przepisana.