nim, gdyby skazał na potępienie choć jedną duszę za winę, popełnioną przez niewiadomość[1].
Powołuje się w tem autor na św. Tomasza, ze szczególną radością przytacza św. Franciszka Salezego, który twierdził, że Sokrates był bezwiednym chrześcijaninem[2] a pogląd ten zastosuwuje on do wszystkich cnotliwie żyjących bez względu na wyznanie do jakiego należą. «Kościół — mówi on, — ma członków swoich wśród heretyków, wśród schyzmatyków, wśród samych nawet pogan, wszędzie, gdzie są dusze uczciwe, kochające i szczerze szukające prawdy i cnoty, gotowe pójść za głosem Boga, skoro im się da słyszeć...»
[3]. Więc znajdźcie — dodaje — społeczność bardziej katolicką t. j. bardziej powszechną od społeczności stworzonej przez Chrystusa, a jest nią Kościół[4].
Zniewagę przeto wyrządza Kościołowi powszechnemu miłością powszechną, ogarniającemu ludzkość, kto sądzi, że Kościół zaleca gwałt w stosunku do innowierców, że zachęca do nawracania ich przemocą i do prześladowania opornych. Nie, nigdy. »Głosem całym[5] głośmy zasadę, która jest chwałą Ewangelii i Chrystusowego Kościoła, że Kościół