o wszystkie jego zasady, pozostają jednak w życiu prywatnem i uczciwymi i dobrymi chrześcijaninami». Czy mamy ich wyklinać jako «synów Beliala» i stronić od nich? «Czy mamy — pyta dalej X. Bonomelli[1] — również podejrzliwem patrzeć okiem i posądzać o liberalizm tych, co stanowczo całą tę doktrynę potępiając, utrzymują jednak z jej wyznawcami stosunki przyjazne, żałują ich, usprawiedliwiają niekiedy ich intencye, a w niektórych wypadkach przezornie osłaniają ich błędy, żywiąc nadzieję, że w ten sposób zdołają ich albo pozyskać, albo przynajmniej umniejszyć ich niechęć, wyciągnąć jakiś pożytek dla słusznej sprawy, wyłączając oczywiście możliwość jakiegokolwiek zgorszenia. Zaiste, nie; — owszem, twierdzimy, że takie postępowanie jest rozumne, że wypływa z chrześcijańskiej roztropności i miłości». Słowem należy rozróżnić między teoryą a praktyką, między liberalizmem a liberałami — przeciwników należy traktować z jak największą oględnością i łaskawością i nie wolno odrazu do błądzących zaliczać tych, co z nami w czemś się nie zgadzają[2]. «Największe staranie miejmy o to, abyśmy nie uczynili nienawistną i wstrętną świętej sprawy Kościoła, narzucając mu nasze biedne, nędzne, ciasne idee, które nigdy ideami jego nie będą[3]. Starajmy się rów-
Strona:PL Marian Zdziechowski - Pestis perniciosissima.djvu/49
Ta strona została przepisana.