ności grozi strasznymi objawami anarchii, przewaga autorytetu sprowadza wstrętną przemoc despotyzmu. W bliższem zaś określeniu obu sił posuwa się autor w swojem «antyliberalnem» czy «klerykalnem» przejęciu się koniecznością autorytetu tak daleko, że nie potrafią go w tem prześcignąć nawet najdalej idący przeciwnicy liberalizmu. I czytając to, zapytujemy, na czemże polega owa wolność skoro jej naznaczeniem jest być uczoną, i prowadzoną przez autorytet?[1] Lecz zaspakaja nas biskup w drugiej części swego listu, gdzie idąc za głosem miłości, którą czerpie w sercu przepojonem ewangelią, kreśli najpiękniejsze, jakie mogą być, słowa o religijnem znaczeniu zasady autorytetu w Kościele i o posłannictwie i powinnościach tych, co zasadę tę przedstawiają.
Bóg jest Panem nad Pany, ale nazywamy go Ojcem: Ojcze nasz — i łącząc myśl o ojcostwie z pojęciem Najwyższego autorytetu nadajemy jemu cechy, łaskawości, współczucia, miłości.[2] «Autorytet jest tą ręką miłosną, którą Bóg wyciąga do wszystkich, którzy jej potrzebują; ona podnosi upadłych, podtrzymuje słabych, broni uciskanych».
«Autorytet to moc od Boga samego płynąca i stale działająca na ludzi, ażeby łagodnie ich wznosić i po przez drogi nieskończone nieść ku