cając z pomocą jego, niewygodne dla siebie więzy, w ten sposób dochodzą do wyjawienia pełni swej siły. Kult indywidualności, będący wybitną cechą ducha wieku naszego, przeistaczając się w ubóstwienie człowieka, który sam sobie jest panem, tem samem staje się tak grzechem pychy, która depcze powagę religii, nakazującej człowiekowi czcić stwórcę swego i Ojca — jak grzechem zmysłowości zbuntowanej przeciw prawu moralnemu. I do grzechu tego, przyznają się z bezczelną otwartością konsekwentni indywidualiści, wydając książki p. t. Prawo do grzechu. (Np. O. Hirschberg, Dorota Gebeler); «czas już — woła jeden z nich — zapomnieć o wstrętnym chrześcijańskim dogmacie grzeszności żądz cielesnych, tem bardziej, że zmyliśmy już z dusz naszych poczucie owej grzeszności, sugestyonowane nam przez wychowanie»[1], gdzie zaś niema poczucia winy i grzechu, tam nie może być tęsknoty za religią; kto nie doznał mąk sumienia, ten się nie zdoła wznieść ponad rzeczy ziemskie»[2]. Więc nie dziw, że autonomistyczny indywidualizm zmierzać musi do negacyi religii. Nawet znakomity Harnack nie uznaje innej religii, jak tę, którą człowiek sam sobie tworzy, dochodząc do niej drogą doświadczeń (selbsterlebte Religion). Jak zaś rozumieć należy wyraz selbster-
Strona:PL Marian Zdziechowski - Pestis perniciosissima.djvu/68
Ta strona została przepisana.