kających prawdy wywołuje konieczność odpowiedzi i świadczy o potrzebie poważniejszego zastanowienia się nad stosunkiem Kościoła i nauki kościelnej do dzisiejszego poziomu i usposobienia umysłów. A chodzi tu nie o reformę Kościoła, nie o wlanie weń jakiegoś zupełnie nowego ducha, nie o nagłe zdobycie doskonałej świętości, wiemy bowiem, że Kościół składa się z ludzi ułomnych i że nie jest możliwe przeobrażenie ich w bezgrzesznych aniołów tu, na ziemi — i wiemy również, że do pracy nad uświątobliwieniem się od początku nawołują w Kościele ci wszyscy, którzy o dobro jego dbają i że Kościół nieustannie wyłania z pośród siebie świętych i doskonałych. Chodzi tu, o ile sądzić możemy, patrząc na dzisiejsze kierunki w Kościele, o rzecz nierównie skromniejszą, bo o pewne tylko zmiany w podstawach filozoficznych nauki kościelnej. I nikt tu nawet nie myśli o szukaniu nowych podstaw i burzeniu starych, chodzi tylko o niejakie ich przestawienie przez wysunięcie i wzmocnienie strony moralnej, niesłusznie dotąd lekceważonej kosztem tych pierwiastków, które miały się złożyć do utworzenia mocnych posad rozumowych. I tylko na tem polega ów dogmatyzm moralny, chrzczony mianem neokantyzmu i szczwany niby wróg jakiś, zamiast być przywitanym, jako sprzymierzeniec. Światem rządzą idee, więc im bardziej wejdzie w głąb Kościoła przeświadczenie, że wymowniej
Strona:PL Marian Zdziechowski - Pestis perniciosissima.djvu/87
Ta strona została przepisana.