Strona:PL Marivaux - Komedye.djvu/042

Ta strona została skorygowana.

SYLWIA. Więc będziesz mnie kochał zawsze?
ARLEKIN. Póki mego życia.
SYLWIA. Toby było bardzo nieładnie, zwodzić mnie; ja jestem taka łatwowierna! Ale moje owieczki rozpierzchły się; połajanoby mnie, gdybym zagubiła którą; trzeba mi spieszyć. Kiedy wrócisz?
ARLEKIN, markotny. O, jakżeż te owieczki mnie złoszczą!
SYLWIA. I mnie także, ale co robić? Czy będziesz tu wieczorem?
ARLEKIN. Napewno. (Bierze ją za rękę). O, jakie ładne, małe paluszki! (Całuje w rękę). Nie jadłem nigdy cukierka tak smacznego jak to.
SYLWIA, śmiejąc się. Więc do widzenia! (na stronie) Ot, wzdycham, i nie trzeba było na to żadnego sekretu. (Upuszcza chusteczkę odchodząc).
ARLEKIN (podnosząc chusteczkę). Jedyna!
SYLWIA. Co chcesz, jedyny? A, to chusteczka, daj.
ARLEKIN podaje i znów cofa rękę, waha się. Nie, zostaw, będzie mi dotrzymywać towarzystwa. Co ty z nią robisz?
SYLWIA. Myję sobie niekiedy twarz i wycieram ją wówczas tą chusteczką.
ARLEKIN. A którem miejscem dotyka ciebie, żebym je ucałował?