szy będzie smakował jedynie w wyobraźni; a to jest smutna pociecha, skoro sobie człowiek obiecywał uczciwą i tęgą rzeczywistość. Przyrzekł powrócić; jakże pani da sobie z nim radę?
WRÓŻKA. Jak dotąd, nie mam lepszej drogi, jak tylko oszukiwać go.
TRYWELIN. I nie doświadcza pani niejakich wyrzutów sumienia?
WRÓŻKA. Och, mam inne rzeczy na głowie, niż bawić się w zgłębianie mego sumienia dla takiej drobnostki!
TRYWEIN na stronie. Oto co się zowie stylowe serce kobiety.
WRÓŻKA. Przykrzy mi się bez widoku Arlekina; pójdę go poszukać. A, idzie właśnie. Jak uważasz, Trywelinie? zdaje mi się, że wygląda jakoś dorzeczniej niż zwykle.
(Arlekin wchodzi, trzymając w ręku chusteczkę Sylwii, na którą spogląda co chwilę, pocierając nią sobie delikatnie twarz).
WRÓŻKA, mówiąc w dalszym ciągu do Trywelina. Ciekawa jestem, co on tu będzie robił sam. Stań koło mnie, obrócę na palcu pierścień, który uczyni nas niewidzialnymi.