Strona:PL Marja Gerson-Dąbrowska - Polscy Artyści.pdf/36

Ta strona została przepisana.

ków Krakowem, nie widziano. Radością i dumną wzbierają serca Krakowian.
— Nasz on jest — mówią z dumą — nie obcy, nie cudzy, co ich tu niemało się snuje. Polska go ziemia wydała, dzwony krakowskie do snu kołysały, nasz jest ten, co ono dzieło stworzył.
— Nie dziwota! — mówią ci i owi bywalcy — a któż to tak utrafił oblicze Łukasza Górki albo i Andrzeja Opalińskiego, że oba jakoby żywi patrzą?
I idą ludzie oglądać ołtarz Marjacki i, jak szli wówczas, idą aż do dni naszych. Jest-li taki, coby w Krakowie był, a ołtarza Stwoszowego w kościele Marjackim nie widział?
Zaczynają się oto złote czasy w życiu Stwosza. W nagrodę za piękne dzieło, którem ozdobił Kraków, rajcy miejscy uwalniają go od podatków i danin, król darzy zaszczytami, miasto zaś uwielbieniem.
Ale Kraków ciasnym się zdaje wielkiemu, niespokojnemu duchowi Wita. Sława jego rozeszła się poza granice kraju i doszła aż do niemieckiego miasta Norymbergi, gdzie wówczas kilku sławnych niemieckich artystów przebywało. Wezwany do pomocy przy budowie grobu św. Sebalda, udaje się do Norymbergi.
Opustoszała krakowska pracownia, a świat szeroki wielkiej sztuki otworzył się przed oczyma Wita. Widzi wielkie dzieła, poznaje znakomitych artystów malarzy: Albrechta Dürera i Krafta, rzeźbiarza Vischera, i wielu jeszcze pomniejszych, cały świat artystów, pełny fantazji, zapału, humoru. Jak ryba w wodzie poczuł się Wit w tem otoczeniu, w tej pięknej, warownej, malowniczej Norymberdze.
Parę lat minęło. W krakowskiej pracowni znowu wre ruch i życie, wrócił mistrz do swego państwa i oto znów z młotem w dłoni, zajęty pracą nielada. Z czerwonego, pstrego marmuru wyłaniają się rysy znane, ach, jak dobrze znane Krakowowi: szczupła, zmęczona twarz, korona jagiellońska, bogate szaty królewskie… to zmarły niedawno król, Kazimierz Jagiellończyk.
I znowu tłumy ciekawie tłoczą się u drzwi kościelnych, ale już nie u drzwi Marjackiej świątyni, lecz u bram katedry