również skakał z tego powodu koło nas z tak gutaperkową elastycznością, jak gdyby połknął sprężynowy materac. Był pełen nieopisanej werwy i paląc się z niecierpliwości, poganiał nas bez przerwy:
— Za mną dżentlmeni! za mną!... Pokażę dżentlmenom teraz listy Krzysztofa Kolumba, pisane przez niego samego, jego własną ręką.
Zawiódł nas do ratusza. Po zgrzytnięciu jeden Bóg wie ilu kluczów i otwarciu całego szeregu zamków, ujrzeliśmy wreszcie rozpostarte przed nami rzeczone pismo. Oczy przewodnika ciskały błyskawice radości. Pląsając dokoła nas w ciągłych podrygach, obmacywał palcami pergamin i krzyczał:
— A co ja powiedziałem? dżentlmeni?!... Czym skłamał?... Pismo Krzysztofa Kolumba! przez niego samego pisane!...
Patrzyliśmy na rękopis obojętnie, bez najmniejszego wzruszenia. Doktor przyglądał się dobrą chwilę pismu z wielką bacznością, poczem odezwał się bez cienia jakiegokolwiek zajęcia:
— To jak... jak to pan powiedziałeś, nazywał się ten, co to miał napisać?...
— Krzysztof Kolumb!... Wielki Krzysztof Kolumb.
Ponowne, nader skrupulatne oględziny pisma.
— Hm... Czy to on sam pisał, czy też kto inny?...
— Ależ sam pisał!... Własne pismo sławnego
Strona:PL Mark Twain-Humoreski I.djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.