— Widzę już teraz, widzę. Wcale, wcale szczęśliwa kombinacya. I czy to pierwszy raz zrobiono z niego taki biust?...
Efekt tego ostatniego żartu jednakże przepadł, gdyż przewodnicy włoscy nie zawsze umieją się poznać na subtelnościach amerykańskiego dowcipu.
Nie omieszkaliśmy wszakże z nim zapoznać także i naszych przewodników w Rzymie. Wczoraj n. p. spędziliśmy trzy czy cztery godziny w Watykanie, tym cudownym świecie osobliwości i arcydzieł. Często budziło się tam w nas zajęcie a nawet podziw, które jednakże, acz z niemałą trudnością, udawało nam się powstrzymać. Nikt chyba z zwiedzających muzea watykańskie nie zdołał dokazać tej sztuki. To też przewodnik nasz mięszał się, tracił głowę wobec naszej kamiennej nieczułości. Biegał na wszystkie strony do połamania nóg, wyciskał jak cytrynę cały swój kunszt cicerona, byle wyszperać coś, coby nas wreszcie przejęło zdumieniem — wszystko nadarmo, nie zdołał nas zainteresować niczem! Na sam ostatek zachował coś, co uważał za największą osobliwość: królewską mumię egipską, najlepiej może zachowany egzemplarz z znajdujących na kuli ziemskiej. Zaprowadził nas do niej. Był tym razem tak pewien sukcesu, że odzyskał w całości wszystką swą swadę pierwotną i zapał.
— Widzicie dżentlmeni?!.. Oto jest mumia... Mumia...
Strona:PL Mark Twain-Humoreski I.djvu/16
Ta strona została uwierzytelniona.