Strona:PL Mark Twain-Humoreski I.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.

Spokojnie i z rozmysłem, jak zazwyczaj, uniosło się szkiełko doktora ku jego oczom.
— E... za pozwoleniem... jak to pan powiedziałeś brzmi nazwisko tego dżentlmena?..
— Nazwisko?.. Nie ma nazwiska. To mumia! mumia egipska!..
— Ahaaa!.. Tu urodzona?..
— Nie! Skądże!.. Egipska mumia!
— Uhm, zapewne z Francyi rodem.
— Ależ nie! Nie z Francyi!.. Ani z Rzymu!.. Urodzona w Egipcie!
— W Egipcie urodzona!... Pierwszy raz słyszę... Jakaś mało znana miejscowość zapewne... Mumia... Hm!.. Mumia! Jaka spokojna!.. I poważna... a może ona jest nieżywa?!..
Sacrebleu!.. Nieżywa! i to od trzech tysięcy lat!
Na to doktor jak się nie rzuci ku niemu, rozindyczony:
— Cóż to znowu za żarty?.. Kpisz sobie pan z nas?... czy co?.. Dlatego, że ma przed sobą cudzoziemców, którzy przyjechali do Europy czegoś się nauczyć, to już... Do trzystu dyabłów! idźno pan sobie precz z swymi spróchniałymi kościotrupami, pókim dobry... Jeżeli macie jakiego pięknego, świeżego nieboszczyka, to rozumiem, to go nam pokazać, w przeciwnym jednak razie, panie!... z pańską głową może być źle!..