Strona:PL Mark Twain-Humoreski I.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.

— Teraz przynajmniej nikt nie będzie mógł poznać, gdzie pan ten nieszczęsny kapelusz kupiłeś. Przyszlę panu potem markę firmową mojego kapelusznika, to ją pan sobie wkleisz w to miejsce.
Czy można sobie wyobrazić coś prostszego?.. To też wprawił mnie w taki podziw, że go wprost wypowiedzieć nie zdołam — zwłaszcza, że jego własny kapelusz leżał na stole tuż przedemną w wyzywającej do porównań blizkości: od Bóg wie jak dawna wyszła z mody rura przedwiecznego fasonu! wytarta z włosa na łyso, zrudziała na deszczach, i okolona — niby równikiem — tłustą smugą nawskróś przepoconych pomad.
Innym razem począł znów rozpatrywać mój surdut. Nie byłem w najmniejszej obawie o pomyślny wynik tych oględzin, gdyż na kryształowych drzwiach atelier mego krawca złoci się napis: „Nadworny dostawca Jego Królewskiej Wysokości Księcia Walii“ i t. d. Nie wiedziałem jeszcze podówczas, że napisy tej treści znajdują się na wszystkich krawieckich magazynach w Anglii a nawet w niejednym na kontynencie, i że o ile wedle stwierdzonego od wieków przysłowia dopiero dziewięciu krawców znaczy tyle, co jeden kompletny człowiek, o tyle niemniej niżeli stupięćdziesięciu krawców potrzeba, aby mniej więcej kompletnie ubrać jednego angielskiego księcia.
Tymczasem, wyobraźcie sobie państwo, surdut mój przyprawił Rogersa o rozpacz!... Dał mi nie-