Strona:PL Mark Twain-Humoreski I.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

zwłocznie adres swojego krawca, zapewniając, że bylebym się nie przyznał do mego literackiego pseudonymu, zostanę obsłużony jak najlepiej. Albowiem nazwisko nieznanego brzmienia (a ja byłbym przysiągł, że sława mego pseudonymu sięga po wszystkie krańce Anglii!.. co za boleść!..) nie zobowiąże krawca do niczego, natomiast jeśli się powołam na nazwisko Rogersa, wszystko pójdzie inaczej. Zauważyłem żartem:
— Ale bo on gotów wtenczas znowu dniami i nocami pracować i zdrowie sobie nadweręży.
— To nic — odrzekł z całą powagą Rogers, — już ja dla niego dosyć uczyniłem, dość dałem mu dowodów uznania dla jego pracy.
Mumię bym prędzej rozśmieszył moim dowcipem, niż tego człowieka.
On tymczasem kontynuował z flegmą:
— Wszystkie moje garnitury robione są w tej pracowni. W innych pokazać się niepodobna.
Zażartowałem znowu w formie uwagi:
— Szkoda, żeś pan nie ubrał dzisiaj któregoś z nich, radbym bardzo zobaczyć...
— Cóż do licha! — obruszył się — a cóż ja mam na sobie?.. To właśnie robiono u Morgana.
Przyjrzałem się ubiorowi uważnie. Nie ulegało najmniejszej wątpliwości, że surdut kupiony został gotowy u handlarza tandetnej krawieczyzny przed laty mniej więcej dwudziestu. Zupełnie nowy kosztować mógł najwyżej cztery dolary. Obecnie zaś był