znoszony do ostateczności, wytarty, wystrzępiony i popruty, plama na plamie. Nie umiałem się wstrzymać od zwrócenia mu uwagi na puszczające szwy... Wywarło to na nim jednak takie wrażenie, że pożałowałem natychmiast mej złośliwości. W pierwszej chwili zdawało się, że Rogers zapada w otchłań bezdennego bólu. Opamiętał się jednak wprędce i z giestem, jakby odtrącającym wszelkie współczucie świata, rzekł spokojnym, choć jak mi się zdawało i żałosnym tonem:
— Panie! To nic... Nie pytaj mnie o to.
Wdzieję inny.
Odzyskawszy po chwili zwykłą fantazyę o tyle, że mógł się zwrócić do wykrętów, zawołał:
— Ba! Wiem już... Toż sprawka mego służącego, który mnie rano ubierał!...
Jego służący!.. Nie! wiecie państwo, było coś rozbrajającego w tej bezczelności!
W podobny opisanemu sposób zaszczycał codzień inną część mego stroju swą uwagą — idyotyczne zajęcie, trudne naprawdę do zrozumienia u człowieka, posiadającego w całym swoim majątku jedno tylko jedyne ubranko, powstałe według wszelkiego prawdopodobieństwa za czasów wojen krzyżowych.
Może to był podszept dziecinnej próżności — coraz bardziej jednak opanowywało mnie pragnienie, ażeby w tym człowieku choćby raz przecież wzbudzić podziw czemś, będącem moim czynem lub własnością. I w tobie, kochany czytelniku, zagra-
Strona:PL Mark Twain-Humoreski I.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.