jeństwa stawił czoło dopustowi losu. Nie spierał się ani tłómaczył, oznajmił tylko swym oskarżycielom krótko i węzłowato, że nie miał nic do czynienia z manuskryptem zawieruszonej ustawy, że trzymał akta państwowego archiwum w tej samej skrzyni na świece, w jakiej mieściło się od początku, krótko mówiąc, że zaginięciu czy też zniszczeniu dokumentu wcale nie jest winien.
Nic mu to jednak nie pomogło. Obwiniono go o zdradę stanu i złożono z urzędu; nadto wszystkie jego dobra uległy konfiskacie.
Najidyotyczniejszym w całej tej opłakanej chryi był argument, użyty przeciw niemu przez jego wrogów, którzy mu zarzucili, że zniszczył rozmyślnie owo pismo na korzyść Chrystyana, dlatego, że Chrystyan był jego kuzynem!... Tymczasem w całej kolonii jeden tylko Stavely nie był niczyim kuzynem, boć przecie wszyscy ci ludzie byli potomkami zaledwie pół tuzina mężczyzn, ich pierwsze dzieci żeniły się między sobą i dały życie wnukom rokoszan, które znowu pomiędzy sobą zawierały związki, tak samo ich potomstwo, tak że obecnie wszyscy bez wyjątku byli tam sobie krewnymi. W ogóle stosunki pokrewieństwa są tam w całem słowa znaczeniu osobliwe. I tak naprzykład kiedy pewien cudzoziemiec zagadnął jednego z wyspiarzy:
— Mówisz pan o tej młodej kobiecie jako o swojej kuzynce, tymczasem przed chwilą nazwałeś ją pan swoją ciotką? — Tamten objaśnił go:
Strona:PL Mark Twain-Humoreski I.djvu/48
Ta strona została uwierzytelniona.