Teraz wydało się temu człowiekowi, że nadeszła chwila stosowna do uczynienia nowego kroku naprzód. Zaczął bardzo ostrożnie zrazu podburzać przeciw Anglii opinię publiczną. Biorąc na bok jednego po drugim co znamienitszych obywateli, omawiał z nimi rzecz w cztery oczy. W krótce począł występować głośniej i śmielej, dowodząc, że naród ma obowiązek względem samego siebie, względem swego honoru i swoich wielkich tradycyj, dźwignąć się w całej swej potędze i zerwać uciskające go jarzmo angielskie.
Prości wyspiarze odpowiadali:
— Nie czujemy żadnego ucisku... I co tu właściwie ma cisnąć?... Anglia przysyła co trzy, cztery lata okręt z mydłem, odzieżą i innemi rzeczami, które nam są potrzebne i które przyjmujemy z wdzięcznością — ale nie cięży nam wcale... Pozwala nam przecie kroczyć spokojnie naszą drogą.
— Pozwala wam kroczyć waszą drogą?... Otóż tak zawsze czuje i gada każdy niewolnik!... Słowa te najlepszem są świadectwem, jak nizkoście upadli, jak głębokoście ugrzęźli w waszem poniżeniu, jakeście zezwierzęcieli w poniewierce długoletniej tyranii!... Jakto?!... zamarłaż do szczętu męzka dusza w piersiach waszych?... Niczemże dla was wolność?... Czy wam rzeczywiście wystarcza być tylko przyczepką obcego, niezawisłego imperyum, gdy macie wszelką możność wznieść się do zajęcia należącego się wam poczestnego miejsca w rzędzie
Strona:PL Mark Twain-Humoreski I.djvu/50
Ta strona została uwierzytelniona.