Strona:PL Mark Twain-Trup w obłokach.djvu/10

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja! — krzyknął Pericord. — To co tu zajdzie dziś wieczorem, może się stać zdarzeniem historycznem.
— Tak, — ale to jest niebezpieczne — zauważył Brown, — przecież nie wiemy, jak będzie funkcyonował nasz aparat.
— No, więc cóż?
— Niema sensu iść na pewną śmierć.
— Więc co pan myślisz robić? Tak czy owak jeden z nas musi zaryzykować życie.
— Po co? Aparat może być puszczony, gdy przyczepimy doń jakikolwiek przedmiot.
— To prawda — zgodził się Pericord.
— Posiadamy cegły i worek, dlaczego by nie można było przyczepić do aparatu worka z cegłą, zamiast pana?
— Wspaniała myśl!
— No, więc nie traćmy czasu!
Wyszli obaj, niosąc różne części aparatu.
Księżyc świecił jasno, od czasu do czasu chowając się za płynące obłoczki. Obaj towarzysze zatrzymali się nadsłuchując... Wszędzie panowała cisza, tylko z oddali dochodził szum morza i szczekanie psów. Brown zajął się zaś nakładaniem cegły do worka. Pericord zaś skwapliwie znosił do szopy przedmioty, które mogły by im być potrzebne.
Kiedy wszystko było przygotowane, zamknęli szopę. Worek z cegłą ustawili na dwóch kozłach, do których